wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 1: Ciężki dzień i Marzenia jednak się spełniają

Z oczami na wpół przymrużonymi, praktycznie nieprzytomna, będąc jeszcze w krainie Morfeusza, sięgnęłam po telefon leżący na mojej szafce nocnej.

-Halo..?- bąknęłam cichym i niewyraźnym głosem.

-Sandra?- usłyszałam po drugiej stronie.

-Szczęsny???- no tak, nie spojrzałam nawet na wyświetlacz. Albo raczej nie mogłam, gdyż światło mojego wyświetlacza było dla mnie w tej chwili bardzo oślepiające.

-No tak.

-O matko, czego ty chcesz ode mnie o tej porze?!

-Jak to ‘o tej porze’? Jest dopiero po 22!- odparł, jakby była to godzina 18.

- Może dla Ciebie dopiero, ale dla mnie to dość późno, patrząc na następny dzień, który będzie chyba najcięższym dniem ever. Czego ty w ogóle chcesz???

- A no właśnie..bo ten…słuchaj… wiem, jaki jutro dzień i co będzie. Dlatego chciałbym się Ciebie spytać, czy będziesz jutro za mnie trzymać kciuki?- spytał nieśmiało.

-Że co?! Słuchaj, mógłbyś powtórzyć?- nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Budzi mnie tylko po to, żeby spytać, czy będę jutro za niego trzymać kciuki?! Przecież odpowiedź była nawet oczywista!

- No…czy będziesz trzymać jutro za mnie kciuki?

- Ja nie mogę- roześmiałam się do słuchawki- oczywiście że tak, głuptasie! Przecież jesteś w Polskiej drużynie!

-Czyli że…już nie gniewasz się za tę wodę???- mimowolnie przypomniała mi się scena z dzisiejszego treningu: kończylismy właśnie ćwiczyć. Chłopcy jak zwykle ‘rzucili się’ na karton pełen małych butelek wody. Podeszłam razem z nimi, bo myślałam, że chociaż raz się napiję. Nigdy nie korzystałam z tych wód, bo zawsze miałam ze sobą coś do picia. Dzisiaj o tym zapomniałam. Zapewne z przejęcia. Ledwo dostałam się do tych butelek, a już poczułam coś mokrego na głowie. Okazało się, że Szczęsny wylał na mnie swoją wodę! Niby przypadkiem, ale śmiał się razem z innymi! Niewiele myśląc, wzięłam do ręki dwie inne butelki i zaczęłam wylewać na nich całą ich zawartość, gdzie popadnie! Mimo wszystko i tak cały dzień byłam na nich wkurzona. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Nie, Wojtek, już się nie gniewam…

-Serio??? To świetnie! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy! Ty zawsze przynosisz nam szczęście!- i jak tu ich nie lubić???

-Miło mi to słyszeć, a teraz kładź się spać, bo jutro ważny dzień. Jak nie będziesz wyspany, będziesz do niczego, więc…

-Okay, okay, już idę się kłaść.. branoc…-wymamrotał.

-Dobranoc.- szepnęłam do telefonu. Szczęsny już się rozłączył. Westchnęłam. Jutro naprawdę czeka nas ciężki dzień. Wszystkich. Bez wyjątków. Jutro cała Polska będzie w stanie pełnej gotowości, ale przede wszystkim napięcia…


Biegłam ile sił w nogach. Szlag! Po cholerę mi były te balerinki?! Całe mnie obtarły! Nie mogłam wziąć normalnych trampek???- całą drogę obwiniałam siebie za odciski na moich stopach. Już prawie byłam na miejscu. Przy stadionie jak zwykle spodziewałam się korku, więc byłam na to przygotowana. Przynajmniej tak myślałam, bo korek był tak ogromny, że nawet gdybym była papieżem, nie dostałabym się do szatni tak szybko, jakbym chciała. Więc wysiadłam z samochodu (jak zawsze miałam odpowiednią eskortę, aby kibice mnie nie zamęczali i żebym dotarła na czas) i oto jestem!

Uff, dobiegłam! Matko, jaki tłok!

-Przepraszam, ja jestem…- nie dokończyłam, bo ochroniarz wnet mnie rozpoznał.

-Ach, pani Kowalewska, oczywiście. Chyba się trochę pani spóźniła…Są już dawno po treningu i ubierają się już do meczu.

-Dlatego chyba pan rozumie, że muszę być tam jak najszybciej.

-Oczywiście- kiwnął głową i podszedł ze mną do jakiegoś innego ochroniarza.

-Ta pani musi jak najszybciej znaleźć się w środku. To dla Ciebie chyba nie problem…?- drugi ochroniarz tylko kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym skinął na mnie i doprowadził do jakiś drzwi od zaplecza. Trochę minęło, zanim rozpoznałam to miejsce, ale szybko zaczęłam je kojarzyć.

-Czy dalej poradzi sobie pani już sama?

-Tak…- mruknęłam trochę niepewnie.

-Na pewno?

-Na pewno.- tym razem pokiwałam jeszcze głową i zanim ów ochroniarz zdąrzył się zorientować, już byłam w środku.

Jejku, ile korytarzy! Na szczęście po chwili dotarłam już na ‘znajome ziemie’. I znów problem.

- Cholera, którą oni mieli szatnię???- spytałam siebie na głos. Zawsze przed meczem szłam do nich, aby omówić jeszcze jakieś szczegóły lub wymienić się informacjami, ewentualnie poprawić nasz rozkład, plan gry. Nigdy nie obawiałam się, czy zastanę ich w ubraniach czy bez, bo zawsze mieliśmy omówione pory spotkań, a oni i tak przebierali się w łazienkach. Ale wracając do szatni: są ich cztery. Dwie po prawej i dwie po lewej stronie. Hmmm…nie wiedząc czemu, wybrałam pierwszą po prawej. Nie powiem, żeby było to miłe wejście. Wręcz wpadłam jak burza.I od razu miałam ochotę stamtąd wyjść…

Oczywiście, a jakże by inaczej, wpadłam do szatni reprezentacji Portugalii. No tak, zapomniałam, jakie za zwyczaj mam szczęście. Wysłałam im krótkie, przelotne spojrzenie, w czasie którego zdąrzyłam zobaczyć ich wszystkich. Uf, na szczęście większość z nich była już ubrana, chyba tylko trójka osób nie miała koszulki. Ech, niby to dla mnie normlany widok- w końcu praktycznie codziennie pracuję z chłopakami i to piłkarzami, u których chodzenie bez koszulki jest tak naturalne, jak chodzenie w butach- ale gdy spojrzałam na gołą klatę jednego z nich…miałam ochotę wręcz zamruczeć…Zerknęłam szybko na jego twarz. O mój Boże! To Cristiano Ronaldo! No tak, tylko on może mieć ciało modela… No wiecie: kaloryfer, solarka i te sprawy.

To wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy. Gdy zorientowałam się, że to nie ta szatnia, chciałam ich szybko przeprosić, ale niezabardzo wiedziałam, w jakim języku. No kurczę, w końcu są tu nie tylko osoby z Portugali! Angielski? Hmmm…a jak nie wszyscy znają? Fuck.

-Eeee…i’m sorry…e, desculpe! Désolé?*- wybąkałam cała czerwona. Boże, jak ja kocham robić z siebie idiotkę! Patrzyli na mnie, jakbym przybyła do nich z kosmosu.

-Eeee … nada aconteceu …**- prawie szepnął jeden z nich. A ja czym prędzej się stamtąd wyniosłam. Nie no, wtopa na maksa!!!

Po chwili dotrłam do ‘swoich’.

-O, hej Sandra! Dobrze, że jesteś. Już myśleliśmy, że olałaś jeden z ważniejszych meczów w historii narodu!- rzucił Irek. Wzniosłam oczy do nieba. Cóż za miłe powitanie!

- Ej, co ty taka czerwona???- spytał Szczęsny, który w tej chwili wyglądał jak nieszczęsny…poważnie. Miał podkrążone oczy i na kilometr było widać, jak bardzo przejmuje się tym meczem. Jak wszyscy zresztą. I to właśnie w moim interesie było, żeby ich jakoś odstresować. Kurde, nie mamy za dużo czasu…Okay, niech będzie. Rozśmieszę ich, mi to zawsze pomaga.

-Wyobraźcie sobie, że pomyliłam szatnie!!!- zaczęłam im szczegółowo opowiadać, jak to się w ogóle stało. No, może pomijając ten nagi tors Cristiano…Kurczę, niby piłkarz jak piłkarz, wysportowany i tak dalej, ale…w sumie sama nie wiem. Jak można zauroczyć się samą klatą? No jak?! To pewnie przez ten stres…

Kiedy skończyłam im opowiadać, atmosfera znacznie się zmieniła. Dzięki śmiechowi, wszyscy stali się bardziej rozluźnieni. Miałam im do przekazania jeszcze jedną wiadomość, ale wolałam nie psuć im humoru przed meczem.

-Okay, chłopcy. To jest wasza szansa! To wasz czas! Czas na pokazanie, że Polska też potrafi grać! Czas, aby pokazać, że jesteście jednak warci grania w narodowej reprezentacji. Więc, pytam jeszcze raz: kto wygra???

-My!!!

-Kto?!

-My!!!

-Kto?!

-My!!!!

-A my to…

-POLSKA!!! Polska, biało-czerwoni!!!- i z takim właśnie okrzykiem wyszliśmy z szatni. Drużyna Portugalii już ustawiała się w korytarzu.Ttrochę dziwnie na nas spojrzeli… Jak to zwykle mawiają chłopcy: a kij im w oko! Oni na pewno nie stanowią tak fajnej drużyny jak my…


~~~~

Kiedy tylko zamknęły się drzwi szatni, mogłem w spokoju odetchnąć. Uff, nareszcie. Ach, te polski fanki…chyba jeszcze gorsze od innych. Najbardziej natarczywe. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. To w sumie nawet miłe…

-Co się tak szczerzysz, Cris? Czyżby to z powodu tej blondyneczki, która na siłę próbowała wcisnąć ci swój numer telefonu???- spytał Nani. Na myśl o tej lasce uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

-Dobra, chłopaki! Musimy wziąć się do roboty! Może Polska nie gra najlepiej, ale lepiej być czujnym. Nigdy nic nie wiadomo…Także przebierać się i chcę widzieć wspaniałą grę!- Paulo już na wstępie zaczął się do nas wydzierać. No tak, zależy mu na tym meczu chyba bardziej niż nam…

Dosłownie chwilkę potem prawie wszyscy byli już gotowi. Tylko niektórzy chodzili jeszcze bez koszulek, łącznie ze mną. Byłbym dawno gotowy, ale musiałem poprawić włosy. Znów zaczęły się skręcać i trzeba było postawić je na żel… ech… Właśnie miałem zakładać koszulkę, gdy ni stąd, ni z owąd, wpadła do nas jakaś dziewczyna. W ciągu sekundy ją zmierzyłem. Ocena: zarąbista laska. Patrzyła na nas zdezorientowanym wzrokiem. Zapewne sie pomyliła.

- Eeee…i’m sorry…e, desculpe! Désolé?- wydukała po chwili. Miałem ochotę się roześmiać, a jednocześnie bić jej brawo. Przemówiła do nas w trzech językach! Wow. Mimo, że to tylko jedno słowo i tak byłem pod wrażeniem. Jak wszyscy zresztą.

- Eeee … nic się nie stało …- odparł w języku porugalskim zszokowany Rolando***. Czyli że nie byłem sam. Laska zaraz później wyszła.

-O kurczę, kto to był?

-Matko, jaka laska!

-Czego tutaj szukała?

-Słyszeliście, zna 3 języki!

-Co tu robiła?

-Nie zgubiła się przypadkiem?- sekundę po jej wyjściu każdy zaczął zadawać pytania jeden przez drugiego. I tak nie znaliśmy na nie odpowiedzi, więc daliśmy sobie spokój. Po chwili usłyszeliśmy jakieś okrzyki w nieznajomym dla nas języku.

-I co, idziemy już?- spytałem.

-No chyba tak.- odparł Nani. Wyszliśmy ustawić się na korytarzu. Po chwili wyszła przeciwna drużyna, krzycząc w tym ich polskim języku. Z ich ‘śpiewów’ wyłapałem i zrozumiałem tylko ‘Polska’. Za nimi szła…właśnie ta dziewczyna! Jest z ich drużyny? Dziewczyna?! Kurczę, co to się dzieje w tej Polsce…


~~~~

Po chwili do ustawionych już piłkarzy dołączyły dzieci i wszyscy wyszli w stronę murawy, a ja za nimi. Tyle tylko, że tuż przy końcu skręciłam w prawo, aby dołączyć do Smudy.

***

Mecz przebiegał im nawet dobrze. Kurczę, mieli tyle okazji! Ale i tak byłam z nich dumna. Bo my kontra Portugalia? Na którym miejscu w rankingu FIFA są oni, a na którym my??? A nie dali nam rady! Nie powiem, byłam z tego powodu szalenie zadowolona. Cieszyłam się też z gry moich chłopaków. Przynajmniej wiem, że dokładnie odnoszą się do moich wskazówek i zaleceń.

Tak bardzo ważny dla nas mecz Polska-Portugalia, zakończył się remisem 0:0. Do końca miałam nadzieję na to, że nasi strzelą bramkę, ale cóż…trudno. I tak się cieszę.

***

Po tym całym meczu i wszystkim spotkaliśmy się na pustym już, prywatnym parkingu. „My”, czyli ja i moja ukochana drużyna. Miałam im do przekazania coś ważnego. Smuda już o tym wiedział, poinformowałam go już o tym wcześniej. Nie chciałam im o tym mówić, ale wiedziałam, że muszę. Należała im się prawda prosto w twarz, a nie za pośrednictwem Franciszka czy kogoś innego. Wiedziałam, ze nie będą zadowoleni; wręcz wściekli. Ale cóż…chyba wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, ze kiedyś do tego dojdzie…

- Dobra, chłopcy słuchajcie. Jest sprawa, dosyć ważna, o której powinniście wiedzieć…To nasze ostatnie pożegnanie…- palnęłam.

- Co?! Sandra! Umierasz??? O Boże! Sandra! Nie rób nam tego!!!- jak zwykle w panikę wpadł Szczęsny. Prawie się rozryczał. I tylko dlatego nie wybuchnęłam śmiechem.

- Nie, nie zamiarzam jeszcze umierać, Wojtek. Chodzi mi o to, że dziś ostatni raz salutuję i mówię ‘See ya’**** do Was. Bo…niedługo wyjeżdżam do Anglii, a konkretnie do Londynu…

- Robisz sobie wakacje? Ale przecież mamy luty…- odparł cicho Jeleń.

- Nie, to nie są wakacje. Posłuchajcie: dostałam propozycję wprost nie do odrzucenia…

- Czyli że co? Zostawiasz nas?!- odparł już wcale nie tak mile Wojtek. Ech, zaczyna się.

- Nie, to nie tak! Nie zostawiam Was, ale muszę Was opuścic…-no tak, nigdy nie byłam mistrzynią przemówień…

- Sandra ma na myśli to, że zaproponowano jej pracę na próbę w samym klubie Chelsea! Wiecie, jaka to dla niej szansa? Sam osobiście namawiałem ją do zgodzenia się. Zresztą są teraz telefony, komputery itd. Wciąż możecie się z nią kontaktować! Poza tym, Sandra obiecała nam przesyłać rozkłady gry itp., gdybyśmy potrzebowali. A wy jeszcze marudzicie…- posłałam Frankowi spojrzenie mówiące: ‘ dzięki ci, o ty, któryś uratował mi przed sekundą życie’. On tylko mrugnął i oddalił się gdzieś na chwilę. Teraz moja kolej…

- To, co mówił Smuda jest szczerą prawdą. Bo wiecie…chciałabym sprawdzić się też w innych klubach, zobaczyć, ocenić, jakie mam możliwości…no wiecie…- kurczę, dalej patrzyli na mnie ‘spod byka’.

- Nie ma sprawy mała!- Jeleń w jednej sekundzie unosił mnie w powietrzu. przestraszona pisnęłam.

- Dobra, dobra, to fajnie, swietnie, ale postaw mnie z powrotem na ziemi!- wrzeszczałam. Irek mnie posłuchał.

- Okay, ale w zamian za to, pozwolisz nam odprawić ci pożegnalne przyjęcie, zgoda?- kiwnęłam głową, bo i tak nie miałam wyjścia. Oni byli gotowi nawet polecieć tam ze mną.

- A kiedy tam jedziesz?- spytał Szczęsny.

-Hmm…bodajże w sobotę, a co?

-Dobra, jakoś uda nam się wszystko zrobić, chyba się wyrobimy, c’nie, chłopaki?- spytał, a reszta od razu pokiwała energicznie głowami.

-Normalnie kocham Was!- powiedziałam, a oni wyszczerzyli się do mnie. Dosłownie sekundę potem podszedł do mnie Smuda.

-Sandro, przepraszam, że Wam przerywam, ale ktoś koniecznie chce cię poznać…

- W sumie to i tak kończyliśmy.- odparłam- Dobra, chłopaki. To: ‘See ya’!- zasalutowałam i odeszłam ze Smudą. „See ya!”- usłyszałam tylko za sobą. Po chwili już wiedziałam, gdzie idziemy.

- Po co do nich idziemy?- odparłam z nutką paniki w głosie, gdy zbliżaliśmy się do reprezentacji Portugalii.

-Och, zobaczysz!- odpowiedział Franek. Właśnie doszliśmy do nich. Dopiero teraz zauważyłam, że stał tam też ich trener.

- Paulo, przedstawiam ci moją prawą rękę, a może i nawet mózg, Sandrę Kowalewską- powiedział Smuda po angielsku. Hmmm…to miłe, że nazwał mnie’ swoją prawą ręką a nawet mózgiem’.

- Miło mi, Sandra.- powtórzyłam swoje imię i podałam mu rękę.

- Paulo Bento i mnie jest jeszcze bardziej miło- odparł, po czym uniósł moją rekę do swoich ust i lekko cmoknął. Uuuuu, dżentelmen…Uśmiechnęłam się tylko.

- A ile właściwie jesteś hmmm…prawą ręką Franciszka?- spytał. Pomyślmy…o, już trochę tu jestem…

- Właściwie to już prawie dwa lata. – odpowiedziałam.

- Aha. A jeśli mogę wiedzieć: czym tak właściwie się zajmujesz?

- Hmmm…moja praca polega na m.in. opracowywaniu teorii naszej gry, jej rozkładu, umieszczeniu zawodników, zmian, itp. Poza tym też często ich trenuję, przygotowuję i motywuję do gry.- Paulo się uśmiechnął.

- A więc rzeczywiście jesteś jego prawą reką- kiwnął na Smudę- możnaby powiedzieć, że zastępcą.

- Muszę przyznać, że trochę się dzisiaj tobie w czasie gry przyglądałem- dodał po chwili, a mnie zamurowało. Przyglądał mi się???- i wyglądałaś, jakbyś cały czas nad czymś intensywnie pracowała, nawet coś do siebie szeptałaś…- no tak! W jego oczach pewnie wyszłam na totalną wariatkę!

- Bo ja eee…ja w sumie cały czas opracowywuję jakiś nowy rozkład gry i tak dalej…staram się też dopingować moich kolegów, w tym celu też obserwuję grę przeciwników, żeby wiedzieć, jak oni mogliby zagrać, tak żeby zdobyc gola, zaskoczyć przeciwnika, poprawić się…- chyba powinnam ugryźć się w język.

-Hmmmm…- Paulo zastanowił się prez chwilę, która była dla mnie wiecznością- to bardzo interesujące. Słuchaj, masz już jakieś plany na przyszłość, względem piłki nożnej?

- No w sumie to tak… za parę dni jadę do Londynu, popróbować trochę swoich sił w drużynie Chelsea…- odparłam nieśmiało.

- No cóż…to chyba dobrze?- pokiwałam głową na znak odpowiedzi- A planujesz już coś po pracy w Chelsea? – spytał po chwili.

-Nie.- odpowiedziałam.

- A czy…nie zechciałabyś popracować trochę u nas? A może raczej w Realu Madryt? Jose Mourinho był tobą zachwycony…bardzo chciałby, abyś była też jego zastępcą.- myślałam, że szczęka za chwilę spadnie mi na chodnik. Mój Boże!!! Ja w Realu Madryt? Nie dość, że Chelsea, to teraz jeszcze oni?! Jejku…dwa lata temu nawet nie śniło mi się, że będę kimś tak ważnym i rozchwytywanym w klubach…marzenia jednak się spełniają!

- Ależ tak, oczywiście! Nie wiem tylko jeszcze, ile będę w Chelsea…- powiedziałam.

- Hmmm…myślę, że w razie czego się z nami skontaktujesz. Franciszek ma nasz nr telefonu. Dziękuję za przemiłą rozmowę i mam nadzieję, że do zobaczenia!- odpowiedział, po czym-ponownie- ucałował moją rękę i oddalił się z resztą drużyny do autokaru. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. Udałam sie wraz ze Smudą do w stronę naszych samochodów.

______________________________________________

Pierwszy rozdział za nami.

Jak widzicie, już pewne fakty zostały zmienione. Mam ‘powrót do przeszłości’. A właśnie- względem powrotu do ów meczu- TU macie takie jakby streszczenie tej gry Chętnych zapraszam do oglądnięcia, to naprawde tylko chwilka, a można podziwiać naszego wspaniałego bramkarza Szczęsnego. Ja osobiście jestem z niego dumna

Jeśli chodzi o Sandrę Kowalewską, to TAK mniej więcej wyglądała. Oczami wyobraźni dodajcie tylko płaszczyk =)


*wszystko oznacza ‘przepraszam’ w języku: angielskim, portugalskim i francuskim

** ‘nic się nie stało’ po portugalsku.

*** nie, to nie pomyłka ) jest taki zawodnik jak Rolando. Tak, wiem, bardzo przybliżone do Ronaldo ;D

**** to taki jakby ‘znak firmowy’, czy ‘rozpoznawczy’ Sandry. Przykłada dwa złączone palce prawej ręki do czoła, po sekundzie je zdejmuje, mówiąc: „See ya”, czyli do zobaczenia


Na dzisiaj to wszystko. Notki będę starała się dodawać regularnie, może hmmm…co sobotę? Zobaczymy.

A na razie miłego czytania


See ya!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz