- Czekajcie chwilkę chłopcy, mam do załatwienia pewną sprawę…- rzekł tajemniczo. Nikt nic nie odpowiedział, ale to chyba jasne, że każdy był ciekawy, o co mogłoby chodzić.
- Po prostu jeszcze nie wsiadajmy, dobra? To potrwa tylko chwilkę.- dodał Paulo, a my po prostu staliśmy przed tym autokarem. Prawie w tym samym momencie na parking wyszła też Polska drużyna, razem z tą dziewczyną. „Niezła dupa” – mruknął do mnie Nani, a ja pokiwałam tylko głową, na potwierdzenie jego słów. Nie byłem w stanie nawet nic powiedzieć, chyba się nią zauroczyłem. A to oznacza tylko jedno- musi być moja. Hmmm…tylko że jest pewien problem: ona jest z Polski, ja z Portugalii. No trudno…Ale przynajmniej teraz sobie popatrzę- pomyślałem, a na moją twarz wkradł się mały uśmiech.
Stop!Stop!Stop!Cris, opanuj się! A co powiedziałby na to mój Cristiano Ronaldo*???
Co? O czym ja do cholery bredzę?! Nic by nie powiedział, bo by jak zwykle się nie dowiedział.
Czasem/Ostatnio sam siebie nie rozumiem. Z jednej strony mam ochotę na laski, a chwilę potem mam ochotę, że tak powiem, jebnąć się z liścia. Panienki panienkami, ale chyba- sam nie wierzę w to, co podsuwa mi mój umysł- czas trochę spoważnieć. Nie, nie mam zamiaru przestać chodzić na dyskoteki i się uśmiechać, być wesołym… co to, to nie! Mam na myśli raczej wydoroślenie. O tak, to słowo, którego szukałem.
Myśl o moim kochanym Cristiano sprawiła, że z tęsknoty zupełnie odpłynąłem i przegapiłem moment, w którym podeszli do nas ta laska i jakiś koleś, to chyba ten trener Polskiej Reprezentacji.
< jeśli ktoś chce zobaczyć rozmowę, zapraszam z powrotem do rozdziału 1 >
Nie wiedziałem, że jest ona zastępcą trenera! To musi oznaczać, że zna się na piłce nożnej… chyba pierwszy raz spotykam taką dziewczynę.
Wszyscy z uwagą przysłuchiwali się rozmowie Paulo z Sandrą (tak miała na imię ta laska). Widać było, że był nią oczarowany. Chyba jak my wszyscy, bo każdy stał osłupiały. Nikt nie odważył się choćby otworzyć buzi. No, chyba że z zachwytu. Ja się do nich nie zaliczałem. Widziałem w swoim życiu już wiele ładnych lasek… ta nie robiła na mnie wrażenia.
No dobra, może trochę oszukuję sam siebie… No i co z tego? To nie ja mam się zachwycać nią, tylko ona mną. I nic więcej, żadne ‘love story’. Już raz tak wpadłem…i co? Miałem za swoje… Ech… Ale cieszę się, że z tego wszystkiego został mi chociaż On…To jedyne pocieszenie.
Ani się obejrzałem, a już wsiadaliśmy do autokaru. Przez okno zauważyłem tylko oddalającą się Sandrę wraz z trenerem PolskiejReprezentacji… jak mu tam było… Franciszek? Mniejsza o większą- w myślach machnąłem ręką, po czym uśmiechnięty oparłem się o siedzenie i przysnąłem. „Obudź mnie, jak będziemy już na lotnisku”- mruknąłem do siedzącego obok Naniego.
Kilka dni później…
Piątek. Jutro wyjazd. Właśnie kończyłam się pakować, gdy zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Sandra?- usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
- Nie, Święty Mikołaj, wiesz?- burknęłam.
- Oj, no już się tak nie bocz i nie fochaj, pamiętaj, że mamy dzisiaj dla ciebie niespodziankę, a to, czy ją zobaczysz, zależy tylko i wyłącznie od ciebie i twojego zachowania- odparł Wojtek. Roześmiałam się. On i te jego ‘sposoby’.
- Ok., ok., powiedz mi lepiej, w jakiej sprawie dzwonisz?
- Chcę się upewnić, czy pamiętasz o imprezie.- odpowiedział.Wywróciłam oczami. Jakże mogłabym zapomnieć? O 7.00 rano dostałam pierwszy telefon z przypomnieniem o imprezie pożegnalnej. Dzwonił Szczęsny. Godzinę później zadzwonił Jeleń. Również przypomniał o imprezie. Około 12.00 telefon- znów od Wojtka. Znów to samo: przypomnienie o imprezie. Jakieś niecałe dwie godziny później telefon od Irka- również przypomnienie. I tak od samego rana, średnio co dwie lub trzy godziny, mogłam liczyć na telefon od nich. Dziwiłam się samej sobie, że jeszcze nie straciłam cierpliwości. To pewnie dzięki ekscytacji wywołanej jutrzejszym wyjazdem do Londynu. Ale ludzie! Ja musze się na spokojnie jeszcze spakować! Nie mogę niczego zapomnieć!
- Spokojnie Wojtek, pamiętam.- mruknęłam i od razu się rozłączyłam. I tak wiedziałam, że to nie ostatni telefon na dzisiaj…
Gdy skończyłam się pakować było już około godziny 16. Na 17miałam być już w klubie. Cholerka! Obym tylko zdążyła się przygotować…
Zdążyłam. Gdy skończyłam brać kąpiel, ubierać się i robić sobie makijaż , była za dziesięć siedemnasta. Zamówiłam taksówkę. Nie brałam swojego samochodu, bo wiedziałam, że nie odpuszczą mi- będę musiała się czegoś napić, choćby tylko kieliszek szampana. Ale alkohol to alkohol, nie mogłabym później prowadzić.
Na miejsce dotarłam punkt 17. Był to klub „Party time”**.Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. No to: party time!
Ledwo przekroczyłam próg, a już zostałam powitana oklaskami, różnymi krzykami typu: „wooohooo, witamy!”, „ ostatni raz w Polsce!”,„helllooołł, złotko!!!” i innymi wiwatami. Roześmiałam się. Normalnie kochałam ich wszystkich…
Impreza rozkręcała się na dobre. Tańczyłam już prawie ze wszystkimi. Każdy w tym tańcu powoli się już ze mną żegnał…
W samym środku imprezy podarowali mi nawet moje ulubione kwiaty- lilie i fioletowe róże oraz mojego ukochanego, czekoladowego torta.
- Chyba cię zabije, przecież wiesz, że jestem na diecie…a raczej staram się być…- szepnęłam do Szczęsnego, gdy podawał mi kawałek ciasta.
-Trudno- wzruszył ramionami- nie w Polsce, możesz najwyżej zacząć tam w Londynie- wyszczerzył się. Wzniosłam oczy do nieba, ale ciasta sobie nie odmówiłam.
I to nie był koniec niespodzianek… W pewnym momencie zgasło światło, a na scenę, która w tym klubie się znajdowała wszedł nie kto inny, jak Wojtek. Z całej drużyny Polski to właśnie z nim miałam najlepszy kontakt i to z nim najbardziej się przyjaźniłam… Będzie mi go brakować.
- Jak wszyscy widzicie, za mną znajduje się pewna przezroczysta tablica- dopiero teraz każdy zwrócił na to uwagę- nie znajduje się tu ona bez powodu- Szczęsny kontynuował- za pomocą projektora wyświetlimy tu pewien filmik, a w zasadzie pokaz slajdów, który będzie przedstawiał nikogo innego, jak naszą kochaną trenerkę Sandrę Kowalewską- to mówiąc, wskazał na mnie ręką, a ja wciąż stałam osłupiała- miłego oglądania!- rzucił na koniec i zszedł ze sceny.
Z głośników zaczęła lecieć piosenka, a chwilę potem można było ujrzeć moje zdjęcia…
Niekiedy aż łapałam się za usta, aby nie krzyknąć, bądź wybuchnąć śmiechem. Przy jednych zdjęciach miałam ochotę zamordować stojącego przy mnie Wojtka, przy innych uściskać go za fajne ujęcia… Jedno było pewne- koniecznie chciałam mieć ten filmik na swoim komputerze! KONIECZNIE!!!
W pewnym momencie poczułam, jak moje oczy stają się suche i piekące…Szybko mrugałam, ale nic to niedało… Po prostu rozpłakałam się na dobre.
Były tam naprawdę przeróżne zdjęcia: te z boiska, kiedy z nimi trenowałam, kiedy stali koło mnie w kółku, a ja im coś tłumaczyłam, kiedy stałam obok trenera, trzymając kciuki bądź krzycząc coś do nich, kiedy razem z nimi trzymam puchar, kiedy wygłupiałam się z Wojtkiem i robiłam razem z nim różne przedziwne miny do aparatu, bądź też w moich okularkach kujonkach, albo kiedy cała drużyna podrzucała mną na środku stadionu. Były też zdjęcia z kamerek internetowych i parę z Torresem… Swoją drogą, skąd oni je wytrzasnęli???
Na końcu pojawiło się kilka zdjęć grupowych: na jednym staliśmy na boisku normalnie, tzn. pierwszy rząd kucał, a reszta stała, na drugim pokazywałam komuś rogi, na trzecim to ktoś pokazywał rogi mi, znalazły się też fotki w moim stroju piłkarskim i w ogóle wszystkie te, na których grałam w piłkę. I ostatnie zdjęcie, które było chyba najlepsze: też nasze grupowe, tyle że oprócz tych którzy stali i kucali, byłam tam ja… leżąca przednimi i uśmiechając się, pokazująca dwa palce oraz język.
Teraz już nie płakałam… ja wręcz ryczałam. Na domiar złego Wojciech poprosił mnie na scenę, abym powiedziała ‘parę słów’. Teraz to już naprawdę go zabiję… W drodze na scenę już obmyślałam, w jaki sposób to uczynię i co potem zrobię z jego ciałem…
- Eee…- nie ma to jak pierwsze słowo- cóż mogłabym powiedzieć? Jak widzicie, jestem bardzo wzruszona… Nie spodziewałam się czegoś takiego… To naprawdę najpiękniejszy ‘filmik’ jaki kiedykolwiek widziałam… Domyślam się, że robiliście go wszyscy, więc bardzo Wam dziękuję. W ogóle dziękuję Wam za wszystko: nie tylko za ten oto pokaz slajdów, ale za te praktycznie dwa lata, jakie ze sobą spędziliśmy…za każdy mecz: nie ważne, czy wygrany, czy przegrany…za każdy trening, każdy uśmiech, każdą łzę, każdy wysiłek…każdy dzień.- obserwowałam ich twarze. Każdy uważnie słuchał…w ich przypadku to naprawdę rzadkość…- Nawet nie wiecie, jak bardzo utrudniacie mi ten wyjazd…-znów łzy. Czułam, żę głos mi się już łamie.- Tak bardzo będę za Wami tęskniła…wszystkimi, nie myślcie sobie- wysiliłam się na uśmiech, oni też się uśmiechnęli- Ale wiedzcie, że nigdy, przenigdy o Was nie zapomnę…
- Oj, mówisz tak, jakbyśmy nigdy nie mieli się zobaczyć…a przecież czasem chyba wpadniesz do Polski, co nie?- powiedział ktoś z tłumu, a wszyscy zgodni pokiwali głowami.
- No pewnie, że tak. Wiecie że Polska to mój ulubiony kraj… pomijając polityków i tak dalej- zaśmialiśmy się- No to chyba już wszystko, co mam do powiedzenia… See ya!- zasalutowałam. „See ya!’ – oczywiście odpowiedź.
To był już koniec imprezy. Imprezy, którą zapamiętam do końca życia…
***
*Nie to nie pomyłka, Cristiano Ronaldo to inna osoba…ale o tym w późniejszych rozdziałach )**Nie wiem, czy w Warszawie istnieje taki klub, ale w moim rozdziale owszem ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz