czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 3: Powrót do przeszłości

Przedzierałam się przez tłum, o mało co gubiąc swój bagaż. Strasznie się spieszyłam, bowiem do mojego samolotu kończyła się już odprawa. Fuck! Czy ja zawsze muszę się na coś spóźniać?! Czy chociaż raz nie mogę zdążyć na czas???
Wyjęłam bilet z buzi i pokazałam stewardessie stojącej przy wejściu. Dość niechętnie wzięła go do rąk. No co? Obie ręce miałam zajęte! Pokazałam jej też inne potrzebne dokumenty i udałam się do samolotu.
Gdy już zajęłam swoje miejsce prz oknie rozsiadłam się wygodnie i zaczęłam rozmyślać o moim przyjacielu, właściwie to bratu.
Bowiem byliśmy sobie tak bliscy, że często uważano nas za idealnie rodzeństwo. Pomijając oczywiście okres czasu, kiedy to uważano nas za parę. Ta, były to bardzo upierdliwe i nieznośne czasy… Na każdej konferencji padało pytanie: „Czy ty i Sandra/Fernando jesteście parą? Czy łączy was coś więcej niż bratnia/siostrzana miłość???”. Wywróciłam oczami. Nawet teraz mnie to irytowało. Chociaż obecnie głównie się z tego śmiejemy…
Fernando Torres…Jak on się w ogóle teraz ma? Po przejściu do Chelsea chyba troszkę spadł z normy… już ja go odpowiednio wyćwiczę! No, może troszkę przesadzam, ale na moich treningach nikt na pewno nie będzie się lenił! A już na pewno nie on.
Kiedy my się w ogóle po raz pierwszy poznaliśmy? Hmmm… było to już jakiś czas temu, to pewne… ale kiedy dokładnie- nie jestem w stanie określić. On grał wtedy jeszcze w Liverpool’u.
Byłam tam na wakacjach. Już wtedy istotnie interesowałam się piłką nożną. Pewnego dnia poszłam na stadion, oni mieli trening. Nie miałam problemu z wejściem, bo prześlizgnęłam się niezauważona przez nikogo. Usiadłam na trybunach i przypatrywałam się grającym piłkarzom.
W pewnym momencie jeden z nich mnie zauważył. Szepnął coś do drugiego i kiwnął w moją stronę. I tak oto w jedenj chwili przestali grać i zaczęli gapić się na mnie. Oczywiście ich trener też to spostrzegł i praktycznie od razu do mnie podszedł.
-Przepraszam, co pani tu robi?
-Eee… stadion był otwarty, więc pomyślałam że przyjdę… i popatrzę, jak trenują piłkarze. Jeżeli nie można, to ja stąd pójdę…- normalnie zabrakło mi języka w gębie. Zawsze tak miałam w towarzystwie obcych ludzi. Wrrrr… to takie frustrujące! Zawsze wtedy muszę się jąkać i wychodze na taką, co to nie potrafi normalnie rozmawiać.
- Nie, myślę że nie ma w tym nic złego, oczywiście, możesz zostać, tylko uprzejmie proszę o nie robienie zdjęć i tym podobnych rzeczy. – odrzekł z uśmiechem. To trochę przywróciło mi wiarę we własne słowa.
- Tak, oczywiście. W końcu to trening… jak patrzeć, to patrzeć- również odwdzięczyłam się uśmiechem.
- Chłopaki, wracać do gry! Niedługo ważny mecz!!!- w pewnym momencie ich trener wydarł się do nich tak głośno, że aż podskoczyłam. Nie umknęło to uwadze paru chłopaków, którzy natychmiast, niemalże automatycznie, poczęli chichotać, ale posłusznie wrócili do gry.
I cóż za niespodzianka! Ich trener usiadł koło mnie i spokojnie kontynuował konwersację. Nie powiem, nieco zdumił mnie ten fakt.
-Hmm… pozwól że spytam, ty naprawdę przyszłaś tu oglądać grę, czy bardziej chodzi ci o piłkarzy?- uniósł brwi. Miałam ochotę się roześmiać, jednak na całe szczęście się powstrzymałam.
-Nie, oczywiście że chciałam zobaczyć grę. Widok piłkarzy w ogóle mnie nie zadziwia ani zachwyca. Piłkarze, jak piłkarze- normalni ludzie. Zresztą, tam, skąd pochodzę, mam piłkarzy na co dzień- odpowiedziałam.
- Naprawdę? A co takiego robisz, że masz piłkarzy na co dzień? I skąd w ogóle pochodzisz?
- Ja jestem z Polski- kolejne uniesienie brwi przez owego pana- a piłkarzy mam na wyciągnięcie ręki, bo można powiedzieć, że trochę z nimi wspólpracuję.- tym razem ów trener zmarszczył brwi.
- A co to oznacza?- roześmiał się, jeszcze zanim zdążyłam otworzyć buzię- Najmocniej przepraszam za tę moją nieposkromioną ciekawość, ale po prostu twoja osoba mnie intryguje. To naprawdę rzadkość, zobaczyć tu, na stadionie, dziewczynę, która w ogóle nie interesuje się tutejszymi piłkarzami, a jedynie ich grą. Ponadto pochodzi z Polski i na co dzień współpracuje z tamtejszymi piłkarzami.- również się roześmiałam.
- No cóż, pasją do piłki nożnej zaraził mnie mój tata, a to, że współpracuję z polskimi piłkarzami oznacza, że czasem pomagam ich trenerowi, czyli że przychodzę na treningi i mecze i ich po części trenuję. Często też doradzam trenerowi, kogo wystawić do meczu i na jakiej pozycji.
- Czyli że piłka nożna to twoje zainteresowanie, hobby?- kiwnęłam głową- Doprawdy, pierwszy raz widzę dziewczynę, która interesuje się piłką nożną… Pomagasz trenerowi? To może i mi pomożesz?
- Z miła chęcią- odparłam.
- Dobra, bądż tu jutro o 8.00 rano. A tak w ogóle, to nazywam się Kenny Dalglish- podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Sandra Kowalewska- i tak oto zaczęła się moja znajomość z trenerem Liverpool’u. Gawędziliśmy tak przez następne 15-20 minut. Opowiedziałam mu wszystko, co związane ze mną i piłką nożną, a on również opowiedział mi sporo o sobie. W pewnym momencie spadła na mnie piłka, którą natychmiast złapałam.
- Wow, ale refleks- powiedział piłkarz, podchodzący do nas.
- Czego nie można powiedzieć o tobie- mruknęłam w odpowiedzi- nie widzisz linii boiska, czy jak??
- Spoko, spoko, to było przypadkiem- odburknął nieco zdumiony naskokiem z mojej strony- Skoro masz taki dobry refleks, to może z nami zagrasz?- uśmiechnął się zadziornie, a jego brązowe oczy zaświeciły się jakąś dziwną iskierką.
Spojrzałam na Kenny’ego.
- Jeśli tylko chcesz- uśmiechnął się.
- Ok- zgodziłam się i zeszłam z ławki, odbierając piłkę zdumionemu piłkarzowi. Ha, tego to się na pewno nie spodziewał! Postanowiłam utrzeć mu nosa dobrą grą z mojej strony.
Może nie miałam stroju, ale byłam ubrana raczej na sportowo, więc nic mi nie przeszkadzało. Ważne, że jako buty miałam adidasy- reszta mnie nie obchodziła.
Podeszłam do baaardzo zdziwionej grupki chłopaków.
- To co? Do której grupy mam dołączyć?
- Eee… może … do nich!- wykrzyknął jeden ze sportowców.
- Do nas? Ale dlaczego?!- odpowiedział jeden z przeciwnej drużyny. Chciał to zrobić tak, żebym nie usłaszała, ale na jego nieszczęście mam bardzo dobry słuch.
- Słyszałam to- warknęłam- Co, boicie się grać z dziewczyną? Obawiacie się, że was ogram?- odpyskowałam.
- Ej no, dajcie spokój ! Graj z nami, bo nawet nie mamy pełnego składu.- odparł piegowaty koleś, który wcześniej o mało co nie trafił we mnie piłką.
- Ok- odpowiedziałam tylko i podeszłam do środka boiska- zaczynamy my, bo wy nie chcieliście mnie w drużynie- pokazałam im język. Tak, wiem, potrafię być dziecinna- Ale po pierwsze, z kim gram?- spytałam, a Piegusek pokazał mi resztę mojej drużyny.
- Dobra, no to zaczynamy!- krzyknęłam i kopnęłam piłkę do pierwszego z brzegu zawodnika w mojej grupie.
Przyznam, że grałam wtedy bardzo dobrze. Kiedy strzeliłam bramkę, to wszystkim buzie się otworzyły. Wyglądało to dość komicznie.
Kiedy strzeliłam drugą, normalnie zbierali swoje szczęki z murawy, a Kenny tylko stał i bił mi brawo.
- Wow, nie wiedziałem, że tak dobrze grasz.- jako pierwszy po treningu zagadał do mnie właśnie ten piegowaty chłopak. W sumie to go znałam. Można powiedzieć nawet, że znałam ich wszystkich. W końcu byli dość popularnymi piłkarzami.
- Dzięki- odparłam tylko i ruszyłam w stronę wyjścia, kiedy każdy z piłkarzy skończył już wypowiadać się na mój temat i poszedł do szatni. Tylko ten brązowooki piłkarz wciąż szedł obok mnie.
- Tak w ogóle, to jestem Fernando Torres- podał mi rękę.
- Sandra Kowalewska- odpowiedziałam i też uścisnęłam mu dłoń- Hej, ty nie masz przypadkiem dłuższego nazwiska?- roześmiał się.
-Owszem, ale nawet nie chce mi się go wypowiadać. Zresztą po co? Gdybym powiedział ci pełne imię i nazwisko, zabrzmiałoby to bardzo służbowo- odparł.
- No tak.- przyznałam mu rację.

Uśmiechnęłam się do siebie na to wspomnienie. A jednak pamięć mnie nie zawodzi! Ale cóż się dziwić, takie chwile się pamięta.
Potem wszystko szło już z górki: zapoznałam się z każdy piłkarzem FC Liverpool’u, a z Torresem bardzo się zbliżyłam. Jednak obydwoje nie chceliśmy niczego więcej, jak tylko przyjaźni. Bardzo go lubiłam. Zresztą uwielbiam go nadal, a nawet kocham- jak brata oczywiście.
Stanowczo różnił się od innych piłkarzy. Potem nie był już taki zarozumiały. Był wesoły, uprzejmy, zabawny, miał spore poczucie humoru i wspaniałe podejście do życia. Był po prostu sobą. I za to kochałam i kocham go najbardziej.
- Uprzejmie prosimy o zapięcie pasów, za chwilkę podchodzimy do lądowania- usłyszałam głos stewardessy, który wdarł się w moje myśli, niczym ta piłka od Torresa, w pierwszy dzień naszej znajomości.
Wykonałam polecenie stewardessy i szeroko się do siebie uśmiechnęłam- w końcu za moment go zobaczę!

Weszłam do środka lotniska w celu odnalezienia swojego bagażu, co rusz rozglądając się niepewnie za blond czupryną, piegowatą buźką i brązowymi oczami, które przywodziły mi na myśl jedynie czekoladki.
Gdy już odnalazłam swoją walizkę, poczułam czyjąś obecność za moimi plecami, a za chwile para rąk przesłoniła mi widok.
- El Nino?- spytałam.
- A któż by inny, Sandrulala?- odpowiedział mi ten jego uroczy głos. Tak bardzo za nim tęskniłam!
Momentalnie odwróciłam się i wpadłam w jego ramiona. Mocno się tuliliśmy. Staliśmy tak jakieś parę minut. Gdy już wreszcie się od niego odkleiłam, popatrzyliśmy się na siebie i uśmiechnęłi szeroko. Niemal w tym samym momencie powiedzieliśmy jednocześnie:
- Tak za tobą tęskniłam/łem!- roześmialiśmy się na całego.
- Czekaj, wezmę twój bagaż.- zaproponował Torri. Pokiwałam głową na znak zgody.
- Zaraz wszystko mi opowiesz, co tam u ciebie słychać, tylko czekaj, aż dojedziemy do mnie do domu. Kiedy kieruję wolę z tobą nie rozmawiać, bo wyjątkowo mnie wtedy rozpraszasz. Jakby celowo- spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok w inną stronę i zagwizdałam.
- Udawanie niewiniątka ci zbytnio nie wychodzi- mruknął z rozbawieniem.
- No dobra, dobra. Ale wiedz, że nie robię tego specjalnie! A tak w ogóle, to jedziemy do ciebie? A nie przypadkiem do hotelu??
-No coś ty! Zwiarowałaś?! Nie dość, że mieszkam sam, to jeszcze jesteś dla mnie jak siostra! Nie mógłbym ci pozwolić na to, abyś w miejscowości w której mieszkam, miała nocować w hotelu! Zresztą, nawet jakbym miał dziewczynę i tak byś była u mnie.- w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam i objęłam go. On przygarnął mnie do siebie i pocałował w czoło. Aż trudno się nie dziwić, że nie ma dziewczyny, prawda? Ale on sądzi, że po prostu nie znalazł jeszcze tej jedynej. To dokładnie tak jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz